Kompozytorzy / Witold Lutosławski / Trasy

 

Trasa Pianista

W podstawy gry na fortepianie 6-letniego Witka wprowadzała matka. Wkrótce jednak zadanie to powierzono zawodowej nauczycielce w Warszawie, a potem w Łomży i znów w Warszawie. Ku utrapieniu małego pianisty każdy kolejny pedagog uważał, że chłopcu trzeba rękę ustawić od nowa. Niechęć do kolejnych miesięcy spędzanych na graniu palcówek sprawiła, że Lutosławski porzucił więc na pewien czas fortepian i zaczął się uczyć gry na skrzypcach. Do fortepianu powrócił dopiero, rozpoczynając studia – kompozycji, a równolegle z nimi naukę w klasie pianisty Jerzego Lefelda. Po czterech latach doszedł do poziomu dobrego, zawodowego pianisty. Przekonuje o tym Sonata fortepianowa, którą napisał dla siebie w latach studiów i sam parokrotnie wykonywał; w Warszawie, Wilnie i Rydze.

Umiejętność gry na fortepianie pozwalała mu na zarabianie pierwszych pieniędzy. Przedwojenne radio nadawało mnóstwo muzyki, w większości na żywo, toteż angażowany bywał w nim jako akompaniator. Poczas niemieckiej okupacji, w latach 1940–1944, wraz z Andrzejem Panufnikiem grywał w duecie fortepianowym w warszawskich kawiarniach. Później w miarę potrzeb udzielał się jako pianista przede wszystkim w radiu, gdzie w tym czasie pracował. Publicznie zasiadał przy fortepianie sporadycznie i właściwie tylko dla zamkniętego grona słuchaczy koncertów organizowanych przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne w Krakowie lub spotkań kompozytorskich, jak to miało miejsce we Wrocławiu. Odstąpił od tego w drugiej połowie lat pięćdziesiątych.

Lutosławski nie należał do kompozytorów, którzy w uprzywilejowany sposób traktowaliby własny instrument. Na fortepian układał swoje pierwsze, dziecięce jeszcze utwory, w latach studiów powstała Sonata fortepianowa, podczas wojny zaczął pisać cykl etiud, lecz zrezygnował z tego pomysłu po skomponowaniu dwóch. Do repertuaru weszły natomiast jego miniatury dla początkujących pianistów napisane wkrótce po wojnie: Melodie ludowe i nieco późniejsze Bukoliki. Podczas pewnego koncertu, gdy wykonywał Bukoliki, usłyszał go Mieczysław Tomaszewski i z niemałym zdziwieniem zauważył: „był profesjonalistą, a ta jego gra miała charakter jakby dziecięcy. Grał z prostotą, bez wszelkich efektów”.

Dopiero pod koniec życia Lutosławski skomponował Koncert fortepianowy. Zabierał się do tego gatunku parokrotnie, marząc o napisaniu koncertu w pełnym znaczeniu tego słowa: efektownego, wirtuozowskiego, dającego pianiście wiele satysfakcji. „Znane mi jest uczucie radości w procesie grania, wywoływania pewnego efektu – wyznał kiedyś. – Ten efekt wcale nie musi być płytki czy płaski. Przykładem takiego właśnie wirtuozowstwa jest muzyka Chopina – do ostatnich kompozycji Chopin jest wirtuozem. I to w utworach najgłębszych, powiedzmy Polonezie-fantazji, Barkaroli… Czuć w nich radość z procesu fizycznego, jakim jest granie na fortepianie i wynikający stąd efekt dźwiękowy. Dla ludzi, którzy nigdy tego nie zakosztowali, jest to rzeczą zupełnie nie znaną”.