Kompozytorzy / Witold Lutosławski / Katalog osób
Jan Krenz
Dyrygent i kompozytor, ur. 14 lipca 1926 r. we Włocławku. Studia odbył w Łodzi u Kazimierza Wiłkomirskiego – dyrygentura i Kazimierza Sikorskiego – kompozycja. Od 1949 r. współpracował z Grzegorzem Fitelbergiem, a w 1953 r. został jego następcą na stanowisku dyrektora artystycznego Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. W ciągu 15 lat pracy z tym zespołem dał się poznać jako pełen pasji propagator muzyki polskiej, zwłaszcza współczesnej, zarówno w Polsce, jak i w wielu krajach świata. Jednocześnie wprowadzał na estrady polskie wybitne dzieła twórców zagranicznych. Znaczącą rolę odegrał również jako dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego w Warszawie.
„Moje związki z Witoldem Lutosławskim to wieloletnie obcowanie z jego muzyką i znajomość osobista, która z biegiem czasu nabrała cech głębokiej zażyłości i przyjaźni” – wyznał Jan Krenz w rozmowie z Elżbietą Markowską.
Jego współpracę z Witoldem Lutosławskim zapoczątkowało zamówienie, jakie złożył kompozytorowi na utwór dla uczczenia 10 rocznicy śmierci Beli Bartoka. Z tego impulsu zrodziła się Muzyka żałobna. „Niestety spóźniłem się na dziesiątą rocznicę jego śmierci – przyznaje kompozytor – Krenz chciał rozpocząć koncert utworem poświęconym pamięci Bartoka. Do prawykonania Muzyki żałobnej doszło, pod batutą Jana Krenza, dopiero dwa lata później”.
Dyrygent wykonywał utwory Lutosławskiego z upodobaniem i często, czuł się więc niemal jego „nadwornym dyrygentem”. Szczególnie emocjonalny stosunek miał do Trzech poematów Henri Michaux, którymi wielokrotnie dyrygował wspólnie z kompozytorem. Na słuchaczach XIII Warszawskiej Jesieni niezwykle silne wrażenie wywarło pierwsze w Polsce wykonanie Livre pour orchestre (wrzesień 1969). Lutosławski bardzo cenił interpretacje Jana Krenza, podkreślał: „Jest to jeden z wykonawców ogromnej dla mnie wagi”.
Jan Krenz tak scharakteryzował kompozytora: „Sadzę, że tajemnicą Witolda Lutosławskiego było to, że wymagał od siebie maksymalnie dużo, że miał nadludzką wolę spełnienia swoich możliwości. A czynił to z prostotą, bez patosu i liczenia na efekt. Przez półwieku byłem świadkiem jego niezwykłego życia i dokonań kompozytorskich – od Wariacji Symfonicznych do IV Symfonii. Podziwiałem wielką żywotność, potencję twórczą, życiową energię, siłę, z jaką podejmował wciąż nowe zadania twórcze i dyrygenckie. Była w nim wieczna młodość, stała zdolność kreacyjna, entuzjazm – może zamaskowany, ale ogromny i autentyczny.” (kt)